Wstępne podsumowanie
Opublikowany 4 maj 2012 | 3 komentarze
Już ponad tydzień aklimatyzujemy się do warunków w Polsce. Upały nam w tym na pewno nie pomagają, podobnie jak konieczność pracy :-). Ale długi weekend majowy (a w zasadzie to powinienem napisać „tydzień”), pozwoli nam dojść do siebie. Pora zatem na pierwsze, wstępne podsumowanie naszej wyprawy :-).
- spędziliśmy prawie miesiąc na stepach, na wybrzeżu, w górach i na lądolodzie Patagonii (pozostałe dni to przelot);
- Adam prawie zapełnił trzy karty 32GB; ja z kolei zrobiłem prawie 70 rolek slajdu (zarówno mały obrazek jak i średni format); do tego zrobiłem ok. 1200 zdjęć aparatem cyfrowym;
- sprzęt fotograficzny, pomimo czasami trudnych warunków, sprawdził się; jedynie moja cyfrówka postanowiła się lekko zepsuć na koniec wyprawy; na szczęście to nic poważnego i jest już u specjalistów; Canon 5D MkII Adama okazał się rewelacyjnym aparatem;
- nadal ze sobą rozmawiamy :-); pomimo tego, że przegadaliśmy ze sobą wiele godzin (z 10 dniową przerwą na Lądolód) :-);
- na swojej drodze spotkaliśmy lamy, gwanako, strusie, bernikle, „przepiórki” (potrzebuję czasu na ustalenie nazwy tego gatunku), pingwiny, kondory, przeróżne inne ptaki, zające, lisy, lwy morskie i pancerniki;
- samochodem przejechaliśmy ponad 2400km odwiedzając tylko kilka zaledwie miejsc; Adam ma dwukrotnie większy przebieg, gdyż, kiedy ja zmagałem się z Lądolodem, on odwiedzał pingwiny na wschodnim wybrzeżu Argentyny;
- mieliśmy fotograficzną pogodę – bardzo dynamiczną, ze zmieniającym się światłem; czasami przeszkadzał nam silny wiatr, ale jakoś dawaliśmy radę; dwukrotnie mogliśmy podziwiać Cerro Torre, co podobno się prawie nie zdarza;
- zjedliśmy prawie całe suche jedzenie (Adamowi zostało jedno opakowanie); czasami wspieraliśmy się lokalnymi przysmakami (baranina, steki – palce lizać) no i winem (Malbec w Argentynie i Carmenere w Chile); osobiście nie mogę już patrzeć na płatki owsiane „Coś na ząb” :-); w każdym razie waga nam spadła, a kondycja znacząco wzrosła;
- namiot przetrwał silne wiatry; pałąki są jednak powyginane; namiot nie jest natomiast myszoodporny;
- w ogóle nasz sprzęt bardzo się sprawdził podczas tej wyprawy – wkrótce przedstawimy jego recenzje;
- doznaliśmy chyba wszelkich możliwych emocji – od zachwytu po strach;
- najdłuższe permanentne podejście pod górę trwało 6,5 godziny – wejście na przełęcz Marconiego (Passo Marconi, 1000 metrów różnicy wysokości, po lodowcu) (wrota do Lądolodu); najdłuższa trasa na nogach – prawie 8 godzin w trudnym terenie, w śniegu (czasami po kolana), w huraganowym wietrze – podejście i zejście z przełęczy Huemul;
- poznaliśmy Antka (Arka) Mytko, który – poza tym, że był moim przewodnikiem na Lądolodzie, okazał się wspaniałym kolegą!
- temperatury były różne – od ujemnych na Lądolodzie (w namiocie dobijaliśmy tam czasami do 4-6 stopni), po dodatnie na stepie; w każdym razie bardziej marzliśmy, niż wygrzewaliśmy się na słońcu;
- ciężkie opady trwały tylko przez jeden dzień; w kilka dni padało, ale zawsze później wiatr przewiewał chmury;
- średnio spaliśmy po 8-9 godzin :-); wstaliśmy prawie na każdy wschód słońca (nawet jeśli nie był udany).
Powoli zaczynamy pracować nad relacją i zdjęciami. Przed nami wiele pracy, więc prosimy o wyrozumiałość :-). Materiały na pewno będą się systematycznie ukazywały na stronie.
Potężne góry,budzą szacunek.
czekam zatem na zdjecia! :)
Już nie mogę doczekać się zdjęć, pokazu slajdów i opowieści na żywo :))) Pozdrawiam serdecznie
Najnowsze wpisy
Najnowsze komentarze
Archiwum