Dzień czwarty (Lago Tore) / 25 marca 2012
Noc nie przebiegała spokojnie. Zaczął wiać wiatr i jego podmuchy w koronach drzew co chwilę nas budziły. Nasze pierwsze spotkanie z wiatrem. Zobaczymy jak będzie dalej.
Wstaliśmy oczywiście mocno przed świtem. Cel mógł być tylko jeden – wschód pod Cerro Torre i Lago Torre. Po 20 minutach staliśmy już nad brzegiem jeziora wypatrując kadrów. Tym razem nie było chmur i wierzchołek Cerro Torre oraz pobliskich szczytów pięknie się prezentował na tle granatowego nieba. Co było robić jeśli nie zdjęcia? Brak nawet najsłabszych chmur trochę nam pokrzyżował szyki, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni. W końcu mogło padać :-). A tak mogliśmy podziwiać ośnieżone szczyty oświetlane miękkim łagodnym światłem budzącego się dnia. Dla takich widoków warto wstać.
Dzwonię do domu z telefonu satelitarnego, który zawsze siedzi w plecaku. Miło słyszeć głos Żony. Synek trochę obrażony nieobecnością Taty. Aż się boję co będzie po moim powrocie.
W drodze powrotnej idę do miejsce, w którym swój początek bierze rzeka Fitz Roy. Woda płynie tutaj bardzo szybko. Brzeg rzeki łączy tyrolka – lina, która pozwala przeprawić się na drugi brzeg. Prowadzi tędy droga pod Cerro Torre i inne szczyty. Wyłącznie dla wspinaczy.
Po wschodzie czas na śniadanie. Dzisiaj już czuję głód, więc w kubku ląduje śniadanie. Dwie paczuszki owsianki. Razem jakieś 400 kilokalorii. Do tego gorzka herbata. Żyć nie umierać. Jedną paczkę biorę od Adama – podczas trekingu chyba przebił opakowania kilku paczek i ratujemy co się da.
Po śniadaniu czas na odpoczynek :-). Słońce jest bardzo mocne i o zdjęciach nie ma mowy. Na eksplorację wybierzemy się trochę później, gdy warunki będą bardziej odpowiednie. Rozmawiamy, trochę śpimy. Czas płynie spokojnie. Postanawiam się wykąpać w rzece. Biorę mydło bio i zażywam bardzo miłej kąpieli w lodowatej wodzie. Jestem przyzwyczajony. W Himalajach warunki były o wiele gorsze. Zapominam jednak ręcznika – nagi siedzę sobie na kamieniu i prażę się w słońcu czekając aż wyschnę :-).
Gdy wracam Adam oznajmia, że w namiocie mamy współlokatora – małą myszkę. Omal jej nie zgniótł jak się kład spać. Co może robić mysz w namiocie? Oczywiście szukać jedzenia. Już wiemy, że to ten mały gryzoń jest odpowiedzialny za dziury w opakowaniach jedzenia Adama. Przyjdzie lepiej zabezpieczać żywność.
Po południu spotykamy … Antka, który ze swoją koleżanką Natalią wybrał się na trekiking pod Cerro Torre. Rozbijają namiot koło nas.
Wreszcie bierzemy sprzęt i idziemy nad Lago Torre. Wchodzimy na wysoką morenę, na której wije się ścieżka prowadząca do punktu widokowego. Nie idziemy tam jednak, gdyż widoki z miejsca gdzie jesteśmy będą lepsze. Robimy trochę zdjęć reklamowych i rozmawiamy. Wiele sobie jednak po zachodzie nie obiecuję.
Jest czas na kontemplowanie widoków. Same góry robią wrażenie bardzo niedostępnych. Pionowe ściany nie zachęcają do wspinaczki (przynajmniej mnie :-). Śnieg na ich szczytach dodaje kontrastu i kolorytu. Turkusowa woda jeziora jeszcze bardziej potęguje ten efekt. Można się zakochać w takich widokach.
Zachód okazał się niewypałem – brak chmur i z podświetlenia nici. Słońce zachodzi bowiem za pasmem gór, nad Południowym Lądolodem Patagońskim. Wracamy zatem do namiotu na obiadokolację :-). Dzisiaj spaghetti – palce lizać. Dobrze, że jego przygotowanie jest naprawdę proste i szybkie. Już po 15 minutach od włączenia palnika mogę się cieszyć ciepłym posiłkiem.
Bezchmurne niebo oznacza gwiazdy. Jak tylko się odpowiednio ściemniło idziemy na nocne zdjęcia. Robię i na slajdach i na cyfrze. Ale mam problemy z wężykiem, który czasami przejmuje władzę nad migawką (oczywiście w najmniej odpowiednim momencie ją zamyka). Adam szybciej wraca do namiotu, ja zostaję jeszcze przeszło godzinę. Ilość gwiazd oszałamia. Jesteśmy z daleka od świateł miast czy miasteczek i Droga Mleczna wspaniale się prezentuje. Widać Duży i Mały Obłok Magellana. Zapomniałem jednak zabrać mojej podręcznej mapy nieba i teraz bardzo tego żałuję. To już moje drugie spotkanie z niebem południowej półkuli.
Po powrocie od razu zasypiam.
Cerro Torre to chyba góra idealna :) wydaje mi się, że ona najlepiej się prezentuje „solo”, bez tycvh gór po lewej w kadrze, które jakby trochę odbierają jej majestatu :)