Koszty

Koszty

Dostaliśmy wiele pytań o koszty takiej wyprawy. Jakby nie było to właśnie koszty najczęściej warunkują nasz wyjazd w dany rejon świata. Poniżej przedstawiamy zatem zestawienie kosztów organizacji takiej wyprawy.


  • Bilet na samolot to oczywiście największy wydatek; niestety bilet jest drogi; dodatkowo w 2012 i 2013 roku znacznie podrożały krajowe bilety lotnicze w samej Argentynie; my szukaliśmy biletu już na pół roku przed wyjazdem; ostatecznie udało nam się znaleźć bilet za 4736 PLN / osoba w obie strony na trasie Berlin – Barcelona – Buenos Aires – El Calafate. Korzystaliśmy z biura podróży, gdyż w zasadzie nie ma możliwości kupienia taniego biletu u jednego przewoźnika; kupowanie odrębnych biletów u różnych przewoźników może skończyć się bardzo źle w przypadku gdy spóźni się jeden z samolotów albo gdzieś po drodze zgubi się bagaż. Warto zatem ponieść koszt opłaty biura podróży (75 PLN) i cieszyć się z jednego biletu na całą trasę.

    Kosz biletu będzie niższy jeżeli poklecimy tylko do Buenos Aires, a stamtąd pojedziemy autobusem. Ale taka wyprawa trwa dwa dni w jedną stronę. Szkoda czasu na oglądanie stepu przez szybę autokaru.

  • Wypadki chodzą po ludziach. Stąd też do biletu dorzuciliśmy ubezpieczenie od kosztów rezygnacji w wysokości 142 PLN / osoba. W przypadku losowych wypadków, koszt biletu lotniczego zostałby nam zwrócony.

  • W przeciwieństwie np. do Amerykanów, po przylocie do Buenos Aires nie płacimy za możliwość odwiedzenia Argentyny (tzw. reciprocity rate) w wysokości 130 USD. Natomiast przyjdzie nam czasami zapłacić podatek lotniskowy przy wyjeździe. Podatek wynosi kilkadziesiąt złotych, płaci się go na lotnisku. Można płacić gotówką lub kartą (ale chyba tylko płaską).

  • Noclegi – jeśli chcecie mieć odrobinę prywatności nie liczcie na niskie ceny noclegów. Czy to w El Chalteen, czy to w El Calafate. I nie chodzi tutaj o hotele z czterema gwiazdkami. Mowa o hostelach (fakt, ładnych). Dwójka z własną łazienką to wydatek ok. 300 PLN. Popularne dormitorium (czyli spanie w kilka / kilkanaście osób w jednym pokoju) to koszt kilkudziesięciu PLN / osoba / noc. W tej cenie jest też śniadanie (najczęściej kontynentalne). Powyższe ceny to ceny już po wysokim sezonie. Podczas szczytu liczcie się z wyższymi kosztami.

    Campingi w parku narodowym Los Glacieres (Fitz Roy, Cerro Torre, itp.) są darmowe. Nie ma również opłaty za wstęp do parku.

    Campingi w parku narodowym Torres del Paine są płatne za wyjątkiem campingu Torres, który jest bezpłatny. Na innych kempingach trzeba liczyć się z ceną 6500 chilijskich peso za noc (namiot). Warto się targować, szczególnie po sezonie.

    Na lądolodzie oczywiście za nic się nie płaci. Błąd w wyborze miejsca do spania może jednak kosztować głowę :-).

    Poza miasteczkami można też próbować spać na dziko. Ze względu jednak na wszechobecne skały i ogrodzenia, jedynym w miarę wygodnym rozwiązaniem (na krótką metę) jest spanie w samochodzie. Oczywiście przy dwójce podróżników.

    Ogólnie jednak, ze względu na dużą liczbę noclegów pod namiotem, koszty spania nie są wysokie.


  • Wynajęcie samochodu to bardzo dobry pomysł, jeżeli chcemy zobaczyć Patagonię na własną rękę. Nie jest to jednak tanie. Po wielu poszukiwaniach udało nam się wynająć samochód na 10 dni za kwotę 3500 peso (2380 PLN) z limitem na 2300 km i 0,70 peso za każdy dodatkowy kilometr. To była mała wypożyczalnia w El Calafate, która nie miała swojego przedstawicielstwa na lotnisku. tam ceny były trochę wyższe. paliwo jest tańsze niż w Polsce (ale bez przesady). Ilości pokonywanych kilometrów są jednak olbrzymie, stąd bak często trzeba uzupełniać. To oczywiście bije po kieszeni. Warto tankować za każdym razem do pełna, gdyż nigdy nie wiadomo, gdzie będzie okazja do zatankowania.

  • Jedzenie – koszty są porównywalne do tych w Polsce. Czasami jest trochę taniej, czasami trochę drożej. Taniej jest oczywiście w marketach w większych miastach (El Calafate, Rio Gallegos), w El Chalten natomiast ceny były zdecydowanie wyższe (nie mówiąc o ograniczonym wyborze asortymentu). Tanie jest wino w tym Malbec i Carmenere.

  • Sprzęt – warto przywieźć z Polski. Na miejscu, w sklepach specjalistycznych jest wybór, ale ceny są wysokie. To samo dotyczy wypożyczenia sprzętu – jeśli macie miejsce w bagażu, to zdecydowanie taniej jest zabrać sprzęt z Polski niż wypożyczać go na miejscu. W Patagonii spokojnie można też sprzedaż sprzęt przywieziony z Polski – zawsze znajdą się kupcy.

  • Aktywności – łodzie, kajaki, itp. – droga impreza. Trzeba też często rezerwować z wyprzedzeniem.

  • Przewodnik na Lądolód – korzystanie z lokalnych przewodników wynajmowanych przez agencje oznacza spory koszt. Mowa o tysiącach dolarów amerykańskich. Oczywiście im więcej osób w grupie, tym koszt jest niższy (grupy do czterech osób). Do tego agencje często narzucają pomoc dodatkowych tragarzy. Warto zatem poszukać przewodników, na własną rękę. Nie jest to jednak łatwe. Ale zdecydowanie warto.

Podsumowując, nie jest to tani wyjazd. Koszty „pompuje” przede wszystkim cena biletu lotniczego.

Łukasz

2 komentarze

  1. Łukasz, mała poprawka.
    wjazd do chalten i do parku w tym rejonie jest bezplatny, w przeciwienstwie do torres del paine.
    to samo dotyczy campingow.
    za wjazd do parku placisz tylko w rejonie perrito moreno.
    cena jezeli sie nie myle to 100 pesos dla obcokrajowcow.

    co do platnosci podatku przy wylocie, to uzaleznione to jest od rodzaju biletu, ktory kupujemy.
    latalem do Bs As britishem i aireuropa i nigdy nie placilem zadnego podatku.

    co do cen za nocclegi i jedzenie, to faktycznie patagonie jest droga i w przypadku argentyny ceny rosna co sezon okolo 20-30 procent.
    w chile ceny sa bardziej stabilne.
    do argentyny warto przywiezc dolary i wymienic je „na ulicy”, gdyz oficjalny kurs jest zanizony przez pania kirchnerowa.

    ceny za treking na lodowcu, to 3500usd za standardowa droge marconi-del viento i okolo 10.000 usd za marconi-la cristina.
    u mnie taniej i milej ;)

    • Łukasz

      Antek, masz oczywiście rację z Los Glaciares – poprawiłem.
      Co do dokładnych cen za lądolód, to ich nie podawałem, bo nie chciałem odstraszać :-). A ceny potrafią i tak się zmienić z meila na meila ;-(