Południowy Lądolód Patagoński

Południowy Lądolód Patagoński jest trzecim co do wielkości polem lodowym (lądolodem) na Ziemi. Pierwsze miejsce zajmuje oczywiście Antarktyda, drugie – Grenlandia. Rozciąga się na ponad 350 km i zajmuje powierzchnię nieco większą niż połowa województwa wielkopolskiego (16800 km²). Większa część lądolodu przypada Chile (14000 km²). Pozostała część – Argentynie.

Lądolód jest pozostałością po Lądolodzie Patagońskim – olbrzymiej pokrywie lodu pokrywającej w całości południowe Chile w okresie Ostatniego Zlodowacenia. Pokrywa lodu sięgała ok. 480.000 km² co w przybliżeniu daje prawie pół miliona kilometrów sześciennych lodu. Niewyobrażalna ilość. Z tej olbrzymiej masy lodu pozostało jedynie obecnie ok. 4%, w dwóch oddzielnych od siebie częściach (Południowy i Północny Lądolód Patagoński).

Przyjmuje się, że rozszerzanie się Lądolodu Patagońskiego w okresie Ostatniego Zlodowacenia nie było przyczyną masowego wymierania gatunków lub ograniczenia bioróżnorodności. Co więcej, większość z ówczesnych gatunków flory antarktycznej przetrwało po dziś dzień.

Na Południowym Lądolodzie Patagońskim znajduje się 49 aktywnych lodowców. Niektóre z nich: Upsala, Viedma, Grey i Perito Moreno będą celem naszej eksploracji (w mniejszym lub większym stopniu). Są one również odpowiedzialne za powstanie olbrzymich nieraz jezior, które wypełnia woda z topniejącego lodu.

Południowym Lądolodem Patagońskim przebiega granica pomiędzy Argentyną a Chile. Część z niej nie jest dokładnie wyznaczona i pomiędzy tymi państwami nadal trwa konflikt o dokładny przebieg granicy. Wydaje się jednak, że zmierza on do szczęśliwego finału – stosunki pomiędzy państwami nigdy chyba nie były tak dobre.

Eksploracja Południowego Lądolodu Patagońskiego rozpoczęła się dopiero w XX wieku. A dokładniej w 1914 roku, kiedy to Federico Reichert spenetrował część lądolodu poprzez lodowiec Perito Moreno. Podobno widział wybrzeże Pacyfiku, obecnie przyjmuje się, że było to mało prawdopodobne. Większą eksplorację przeprowadził na przełomie lat 20 i 30 XX wieku Włoch – Albert of Agostini, zwany również Ojcem Patagonii. W roku 1933 na lądolód wraca Federico Reichert. W rezultacie odkryty zostaje jeden z dwóch znanych i aktywnych wulkanów – Lautaro (choć tak naprawdę dotarcie do niego i potwierdzenie jego istnienia zajęło kolejne 30 lat).

W 1952 roku, pod egidą argentyńskiej armii i przy wsparciu prezydenta Argentyny, Juana Peron, została podjęta pierwsze próba przejścia (trawersu) Lądolodu (na linii wschód – zachód). Ekspedycja dotarła do Lądolodu przełęczą Marconniego (to jest również nasz punkt startowy) i po zobaczeniu Pacyfiku wróciła tą samą drogą. Nie uważa sięjednak tej wyprawy za pierwszy trawers Lądolodu, gdyż nie dotarła do Pacyfiku. Kilka lat później w Puenta Arenas pojawia się Brytyjczyk Harold William Tilman, który wspierany przez Królewskie Towarzystwo Geograficzne (Royal Geographical Society of London) penetruje Lądolód i okoliczne fiordy. Jest to pierwsza sportowa wyprawa w tych rejonach świata. Kończy się też pierwszym trawersem Lądolodu (na linii wschód – zachód). Uczestnicy nie używali nart ani sań.

Do początku lat 60. na Lądolodzie pojawia się kilka wypraw eksploracyjnych (w tym polska). Rok 1960 to swoista cezura w eksploracji Lądolodu. Anglicy Eric Shipton, Jack Ewer oraz Chilijczycy Edward Garc’a i Cedomir Marangunic podejmują pierwszą próbę trawersu Lądolodu na linii północ – południe. Wszyscy uczestnicy to osoby zaprawione w boju z patagońskimi warunkami. Wybór kierunku nie jest wcale przypadkowy – chcą skorzystać z linii wiatrów. Ekspedycja zaczyna się w O’Higgins Range a kończy na lodowcu Upsala. To prawie 60% długości Lądolodu. Pokonanie tej odległości zajęło im 48 dni. Na sukces wyprawy złożyło się kilka czynników – przede wszystkim jednak nowoczesne podejście do organizacji wyprawy. Uczestnicy korzystali z sań do ciągnięcia sprzętu. Korzystali ze specjalnie przygotowanego jedzenia (4500 kalorii na dzień!) oraz z łatwo rozkładanego namiotu. Pozwoliło to na znaczne oszczędności czasu.

Południowy Lądolód Patagoński w całej okazałości. Copyright © NASA

Zdjęcie powstało ze złożenia dwóch zdjęć wykonanych przez astronautów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) w styczniu 2002 roku.

Przełom lat 60. i 70. stoi pod znakiem ekspedycji japońskich. Ekspedycje te pobiły chyba rekord jeśli chodzi o wielkość zaopatrzenia. Podczas jednej z nich trzech uczestników ciągnęło w sumie na saniach ponad 800 kg! Nie dziwi więc, że odległość 50 km pokonali w … 51 dni.

Pierwszego pełnego przejścia Lądolodu z północy na południe dokonała dopiero w 1998 wyprawa Chilijczyków (Pablo Besser, Rodrigo Fica, Mauricio Roja i Jose Pedro Montt). Ponad 400 kilometrów pokonali w 98 dni zakładając po drodze ok. 60 biwaków. Największe trudności sprawił im uskok lodowca tzw. Mayo Gap (800 metrów ściany i 5 km pokrytego szczelinami lodowca) – jego pokonanie zajęło im 30 dni. O ile wiemy, do tej pory nikt nie powtórzył tego wyczynu.

W międzyczasie miało miejsce bardzo wiele wypraw, dużo z nich kończyło się jednak niepowodzeniem. Wspomnieć należy m.in. o wyprawie japońskiej, która przesiedziała z powodu złej pogody 110 dni na lodowcu Jorge Montt (początek trawersu na linii północ – południe) i w konsekwencji musiała porzucić plany przejścia Lądolodu. Z kolei dwójka Szwajcarów utknęła przy Mayo Gap gubiąc się w tym arcytrudnym terenie. Błąkali się tak 17 dni. Stracili w międzyczasie namiot, łączność. Ich sanie wpadły do szczeliny, a żywność się skończyła. Wyczerpani dotarli wreszcie do cywilizacji.

Co sprawia, że przebycie 400 km po lodzie sprawia aż taką trudność, skoro dzisiaj co roku słyszymy o trawersie Antarktydy (czyli znacznie dłuższej trasie)? Jest kilka czynników, ale podstawowym z nich jest pogoda, a w zasadzie – jej brak. Bardzo silne wiatry (do 200 km/h), częste zamglenia i opady śniegu tworzą warunki, w których nie da się normalnie funkcjonować, a co dopiero ciągnąć sanie wyładowane kilogramami ekwipunku. Jeśli dodamy do tego szczeliny w lodowcu, które nawet najtwardszych wystawiają na próbę i w zasadzie brak wsparcia z zewnątrz, to dopełnia nam się obraz ekstremalnych warunków na Lądolodzie. A że potrafi być trudno potwierdza Antek Mytko, który w 2009 roku podjął próbę trawersu Lądolodu z północy na południe. Jego relacja jest dostępna tutaj.

My co prawda nie zamierzmy dokonywać pełnego trawersu Lądolodu, ale możemy doświadczyć wszystkich powyższych czynników. Żeby sobie zadanie utrudnić podejmiemy też próbę wejścia na Gorra Blanca, ponad dwutysięcznego szczytu położonego na Lądolodzie. W planie jest nocny biwak u podnóża samego szczytu połączony z zachodem i wschodem słońca. A jak pogoda pozwoli z nocnymi zdjęciami. O ile wiemy, nikt tego jeszcze nie próbował :-). Oby pogoda nam sprzyjała :-)!

Po wyczerpującej przygodzie na Lądolodzie, ruszamy do Chile, gdzie będziemy przemierzać zacienione ścieżki masywu Torres del Paine.