Spotkanie z kolegami – 7 kwietnia
Dookoła słychać szum. Gdzie nie spojrzeć, płyną potoki zimnej i krystalicznie czystej wody, a stare drzewa obrośnięte są gęstym mchem. Powietrze przesiąknięte jest wilgocią i zapachem lasu.
To jeden z fragmentów rozległego parku narodowego Los Glaciares, a dokładnie jego północna część.
Jest pochmurno, co przy zdjęciach leśnych krajobrazów jest zaletą, gdyż rozproszone światło nie tworzy zabójczych kontrastów. W dole płynie rwąca rzeka, tworząc co jakiś czas malownicze wodospady. Krajobraz przypomina nasze tatrzańskie tereny, ale wszystko jest pięć razy większe, a zwłaszcza ilość płynącej wody.
O 15.00 jestem umówiony z kolegami. Od 10 dni nie mamy ze sobą kontaktu, gdyż prawie nigdzie nie było tutaj zasięgu komórkowego, a jak już się pojawił, to okazało się, że nie mogę połączyć się z ich telefonem satelitarnym.
Opuszczam park narodowy i jadę do El Chalten, aby kupić jakieś napoje.
Dla Łukasza wybieram dużą butelkę miejscowego piwa. Antek to wyczynowiec, więc nie pije takich świństw /pewnie w obawie przed wizją wystającego brzucha :-)/, zatem biorę dla niego wino. Uznaję, że kupno butelki i powitanie z kieliszkami byłoby ogromnym nietaktem. Wybieram więc kartonową wersję miejscowego trunku.
Za miasteczkiem wąska droga skręca w prawo, w kierunku jeziora Viedma, a na jej końcu znajduje się przystań portowa. Jestem sporo przed czasem, gdyż termin naszego spotkania, z uwagi na okoliczności, ustaliliśmy w dużym przybliżeniu.
Kręci się tutaj dużo osób, bowiem za chwilę przypłynie statek wycieczkowy wożący ludzi po okolicy. Z boku biegnie wąska ścieżka prowadząca ku odległym szczytom.
To niesamowite! Jest 14.50 i widzę ich w oddali, a o 15.03 są na miejscu. To się nazywa punktualność!!! Udało się – Lądolód zdobyty! Gratulacje, klaksonem wygrywam fanfary! :-)
Na oko są z lekka przemęczeni, ale szczęśliwi. Napoje orzeźwiające zdecydowanie pomagają i już po chwili samochód zmienia się w wesoły autobus :-) Kierunek – El Chalten.
Ja też tam byłem, wino piłem – a potem już nie pamiętam, co było :-)
Zajrzyjcie do relacji Łukasza. Może będzie coś więcej? :-)
Dziękuję za uwagę i komentarze. Dalszą część relacji, o trzeciej części naszej podróży, poprowadzi Łukasz.
Serdecznie pozdrawiam
Adam Ławnik
Steki w słodkim sosie calafate plus Malbec – hmmm :-)
Kończy się tylko ta część relacji a przed nami jeszcze Chile.
Spełniać swoje marzenia, to właściwy kierunek do chwil szczęśliwości. Niezwykłe przeżycia rekompensują zmęczenie. Na pewno warto było! Dziękuję Wam za zabranie mnie w wirtualną podroż do tych przepięknych miejsc, gdzie nigdy w rzeczywistości nie będę mogła dotrzeć. Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych wojaży.
Powody do radości i uśmiechów są,no bo w końcu marzenia zostały zrealizowane w 100%.Już samo przebywanie na łonie natury powoduje,że ludzie stają się dobrzy,piękni:-)i szczęśliwi.Są naturalni jak przyroda i aż miło na Was patrzeć,na Wasze szczęśliwe twarze.Szkoda,że ta część relacji już się kończy,sporo z niej zapamiętam.Dzięki,pozdrawiam,no i życzę dalszych dalekich wypraw.
wino sie lalo strumieniami, mieso skwierczalo na talerzu… zyc nie umierac!
Najnowsze wpisy
Najnowsze komentarze
Archiwum
Copyright © Łukasz Kuczkowski | Zaloguj się | Odwiedzin: