… cotes de veau Foyot: mięso cielęce grubości przynajmniej czterech centymetrów – porcja na dwie osoby – dwie średnie cebule, pięćdziesiąt gramów miękiszu chleba, siedemdziesiąt pięć gramów tartego sera szwajcarskiego, pięćdziesiąt gramów masła. Miękisz przeciera się i miesza z serem, cebule obiera się i sieka drobno, topi się w rondelku czterdzieści gramów masła, a jego pozostałością, w drugim garnuszku, dusi się powoli cebulę. Dno płaskiego naczynia wyściela się połową duszonej cebuli, wkłada do niego mięso przyprawione solą i pieprzem i przybiera je po jednej stronie pozostałością cebuli.
Jakby nie było, jedzenie to dosyć istotna kwestia na każdej wyprawie. A szczególnie takiej, gdzie całe jedzenie musisz nosić na swoich własnych plecach i jesteś całkowicie samowystarczalny. W naszym przypadku jedzenie konkuruje o miejsce ze sprzętem fotograficznym i nielicznymi rzeczami. Trochę go jednak trzeba zabrać. Same komórki tłuszczowe w organizmie nie wystarczą przecież na całą wyprawę :-).
Na szczęście szlaki zostały już przetarte podczas wyprawy na Grenlandię. Tam żywiłem się głównie liofilizatami. Po kilku testach mój wybór padł na żywność amerykańskiej firmy Mountain House. W testach odpadły inne firmy, szczególnie popularny w Polsce Travellunch. Podstawową zaletą jedzenia Mountain House był wyczuwalny brak smaku Knorra :-). Knorra, nie licząc jednej paczki od Adama na Grenlandii, jadłem ostatnim razem 10 lat. I to mi wystarczy :-).
A więc co będzie w menu? Spaghetti, lasagna, kurczak tikka masala, chilli con carne, kurczak słodko-kwaśny, kurczak korma z ryżem, warzywa, płatki owsiane, pudding, custard. Energetyczny dopalacz typu gorzka czeklada albo marcepan. Brzmi nieźle, nieprawdaż? Do tego od czasu do czasu chińska zupka bez tłuszczu. Aby urozmaicić nieco smak – różne przyprawy. Wszystko to zalewane gorącą woda daje niezłego kopa energetycznego – od 500 do 800 kilokalorii. Średnio, na dzień będziemy spożywać od 800 do 1100 kilokalorii. Nie jest to dużo, zważywszy na wysiłek jaki przyjdzie znosić każdego dnia, ale musi starczyć. Na Grenlandii starczyło. Zanosi się zatem na niezły turnus odchudzający :-).
I tak przez 16 dni. Bez możliwości zjedzenia czegoś innego (no chyba, że na lodowcu otwarto małą restaurację :-). Później wielki stek i butelka czerwonego wina. I znowu podobnie.
W każdym razie jedzenie już przyleciało i czeka na swoją kolej :-).
Łukasz