Przekroczyliśmy już Rubikon. Dosłownie. No prawie :-). Kupiliśmy bowiem bilety lotnicze. Teraz już nie ma odwrotu. Jedziemy.
Z biletami nie było łatwo. W momencie rozpoczynania przygotowań do podróży siatka połączeń była bardzo dobra. Ceny biletów też plasowały się na akceptowalnym poziomie. We wrześniu nagle linie argentyńskie zmieniły siatkę połączeń i zaczęły się przysłowiowe schody. Cena biletu wzrosła – bagatela – o 50%. Za drogo. Zaczęły się analizy, wymiana dziesiątek meili z agentem, rezerwacje. Problemem było również znalezienie jednego biletu na całą trasę. Do tego doszła zmiana lotnisk w Buenos Aires. Koszmar.
Ostatecznie, pani Natalii (naszej agentce) udało się znaleźć dobre połączenia – na jednym bilecie i ze stosunkowo krótkimi przerwami. Lot w jedną stronę trwa jedynie 29 godzin. Będziemy mieli czas na relaks :-).
Wyjeżdżamy w marcu, wracamy po miesiącu. Oby z dużą ilością dobrych zdjęć. No i cali i zdrowi :-).
„No i cali i zdrowi” – reszta to betka:-)