W stronę gór

W stronę gór / 6 kwietnia 2012 roku

Czas pożegnać się z oceanem i otwartymi przestrzeniami, czas wyruszy w stronę gór!
Jutro spotykam się z kolegami, którzy według zapewnień Ani – żony Łukasza – dzielnie przeszli zaplanowana trasę i potwierdzają, że następnego dnia stawią się w umówionym miejscu.Do przejechania mam kilkaset kilometrów, prawie cały kontynent wszerz :-)

Krajobrazy jak zwykle monotonne – step i pustkowia po horyzont. Co jakiś czas trafiają się jednak przydrożne atrakcje :-)
Z daleka dostrzegam, że coś biega po szosie i próbuje wszamać jakiegoś innego zwierzaka, który nie przeżył zderzenia z samochodem. Podjeżdżam bliżej i oczom nie wierzę – toż to pancernik.
O matko – taki sam jak w atlasach!

Zatrzymuję samochód na środku szosy (tu prawie nikt nie jeździ), lecę do bagażnika, a po chwili uzbrojony już w najdłuższy obiektyw zbliżam się do opancerzonego stwora.
Skubaniec, niestety, zauważył mnie już z daleka i ucieka. Gonię go jak głupi, skacząc pomiędzy kępami suchych traw.
Niestety, szybki był i kompletnie nie zainteresowany współpracą…

Patagonia to także kraina zamieszkiwana przez jedne z oryginalniejszych ptaków – strusie.
Tak, tak – tutaj po stepach biegają sobie najprawdziwsze strusie!
W Argentynie żyją dwa gatunki, przy czym w Patagonii ich mniejsza odmiana – nandu. Mniejsza wcale nie oznacza, że są małe. Wielkością dorównują naszym żurawiom, ale są od nich znacznie szersze. Dostojnie kroczą po stepie, wyszukując w piachu smakołyków i co chwila rozglądając się, czy nie grozi im jakieś niebezpieczeństwo. Większość ptaków jest płochliwa, ale niektóre osobniki pozwalają podejść na stosunkowo bliską odległość.

Najbardziej pospolitymi zwierzętami patagońskich stepów są oczywiście guanaco. Sympatyczne, skoczne zwierzaki z rodziny wielbłądowatych, wielkości kucyka. Po swoim pustynnym kuzynie odziedziczyły charakterystyczny pyszczek, którym kręcą we wszystkie strony, przeżuwając trawę :-)

Za każdym razem poprawia mi się humor, gdy widzę oryginalne znaki drogowe z przekreśloną osobą z bronią. To znaki zakazujące polowania. Najczęściej umieszczone są na granicy parków narodowych, ale nie tylko. Szkoda, że u nas takich nie ma…

Generalnie jestem przeciwny myślistwu, a zwłaszcza wkurza mnie, gdy nazywa się je sportem.
No sorry, ale strzelanie do żywych zwierząt to nie jest żaden sport!
Częstym widokiem są podziurawione kulami znaki drogowe. Ci debile strzelają do nich jak do tarcz! W końcu to Dziki Zachód :-)

Nie lubię jeździć tymi samymi trasami, więc wybieram drogę na skróty, a jednym z jej fragmentów jest droga nr 9, czyli ponad 200 km po szutrze!
Trasę tę wybrałem nieprzypadkowo, gdyż wiedzie ona wzdłuż rzeki Santa Cruz. Słowo rzeka w Patagonii nabiera jednak zupełnie innego znaczenia dla osób z Europy.
Zatrzymuję się przy drodze, w miejscu, z którego rozciąga się szeroka panorama. Z pewnością każdy kojarzy widok błotnistej ziemi po ulewnym deszczu, kiedy szybko spływająca woda rzeźbi w ziemi korytarze w kształcie warkoczy. Tak właśnie wygląda tutaj ten księżycowy krajobraz, ale przykładowa deszczówka rozlana jest tutaj na szerokość kilkudziesięciu kilometrów. W Europie byłby to jeden z najbardziej atrakcyjnych parków narodowych, który odwiedzałyby miliony turystów. Tutaj zaś nie ma nic – ogromna przestrzeń i dzikie tereny bez śladów cywilizacji. Niesamowite! Można poczuć się jak pierwsi osadnicy – kowboje!

Niestety, pogoda się zmienia. Nad wielki wąwóz Rio Santa Cruz nadciągają gęste chmury i zakrywają urokliwy krajobraz. Wzmaga się wiatr i zaczyna padać śnieg. Idzie zima.

Droga się dłuży. Jadę godzinami przez pustkowia niczym w jakimś amerykańskim filmie drogi. W końcu na horyzoncie pojawiają się znajome, choć tym razem ośnieżone, już Andy.
W El Calafate jest okazja na krótki kontakt z cywilizacją oraz z internetem :-)
Potem wyruszam w dalszą drogę, a celem jest Park Narodowy Los Glaciares.

Jest już ciemno, a ja ze zmęczenia ledwo siedzę za kierownicą. Nagle przecieram ze zdumienia oczy. Matko! Czyżbym miał jakieś omamy?
Zatrzymuję się na poboczu i wysiadam z samochodu. Pogoda się zmieniła, znowu jest bezchmurnie, a niebo nade mną upstrzone tysiącami gwiazd. Tylko w oddali resztki deszczowych chmur i księżyc, a w jego intensywnym blasku – najprawdziwsza tęcza!
Patagonia po raz kolejny mnie zaskakuje!

Adam

2 komentarze

  1. prosze pokazac zdjecie teczy i rzeki santa cruz bo nie wierzymy w te plotki!

    • Nie dało się złapać tej tęczy a Santa Cruz utonęła w chmurach nad czym ubolewam. Ale jest motywacja aby tam jeszcze wrócić.

      Czekam na Twoje zdjęcia ze spływów! :-)

Skomentuj